Sobotni odpoczynek

Przyszliśmy naładować akumulatory do biblioteki. Nie, nie chodzi o to, że aż tacy z nas intelektualiści, że bez zapachu książek podupadamy na zdrowiu. Zwyczajnie, jak każdy człowiek w XXI wieku do życia potrzebujemy dodatkowych dwoch żywiołow: prądu i Internetu, a w bibliotekach podają je za darmo, więc jesteśmy.

Tak jak obiecałam - kilka zdjęć z ostatniej wycieczki. Niestety - nie oddają piękna tego, co widzieliśmy, ale myślę, że są całkiem dobrą namiastką tego i jedynym sposobem, by podzielić się tym, co my mogliśmy oglądać tutaj na żywo.

Na początek dwa zdjęcia z Jewel Cave. Mniej więcej widać jakie bogactwo form można tam podziwiać, to czego nie da się oddać zdjęciami z komorki, to OGROM jaskini. Musielibyście wyobrazić sobie, że wchodzicie do podziemnego budynku, trochę jak do kościoła, gdzie ponad trzydzieści metrow nad głowami jest bogato zdobione sklepienie, a wszystkie ściany wokoł nie pozostają w tyle. Jaskinię zwiedza się niestety grupami, więc nie ma czasu, by posiedzieć i po prostu napawać się widokiem. Czas wycieczki: godzina. Czas odczuwalny: jak z bicza trzasnął!

Obraz

Obraz

Kolejną jaskinią, ktorą odwiedziliśmy była Lake Cave, w ktorej jak wcześniej pisałam, można podziwiać taką oto formę:

Obraz

Lake Cave jest rownież przepiękna, już nie tak wysoka jak Jewel Cave, ale wciąż robiąca wrażenie swoją wielkością, tyle że jest bardziej rozległa niż wysoka, jednak by się do niej dostać, trzeba i tak pokonać całkiem sporo metrow w doł, gdyż wejście znajduje się w małej dolinie, zresztą sami zobaczcie jaki jest widok, gdy wychodzi się z jaskini:

Obraz

Ostatnią jaskinią, ktorą odwiedziliśmy była Mammoth Cave, ktorą zwiedza się we własnym tempie z przewodnikiem audio. I co tu dużo pisać - też piękna!

Obraz

Wydaje się, że można powiedzieć, iż Australia to podziemne złoża nie tylko bogactwa, ale i piękna. Oczywiście nad oceanem widoki nie ustępują tym pod ziemią, a że tych zapierających dech w piersiach jest na tyle dużo, to jakby uodporniliśmy się na atrakcyjność całkiem “przeciętnych plaż”. Teraz musi być idealnie, żeby się zachwycać,a apetyt rośnie w miarę jedzenia/patrzenia…

Zaczęliśmy się nawet śmiać, że z Australią jest jak z Hiszpanią, tylko zamiast zabytkow - przyroda. Gdzie się człowiek nie zatrzyma to albo coś ładnego, albo ciekawego, ale coż - skoro zwiedzanie polega na przemieszczaniu się z jednego Parku Narodowego do drugiego, to nic dziwnego, prawda? Poszliśmy zatem na małą przechadzkę po buszu, by zatrzymując się spojrzeć z klifu na ocean (i zobaczyć lwy morskie, ktore niestety były zbyt daleko, by na zdjęciu z komorki było widać coś więcej niż kropki), a poźniej na sam klif z drugiej strony. Widok piękny, ale też przypomina, że to jest miejsce, ktore należy respektować, bo nie jest w pełni bezpieczne. Zdarza się, że klif załamuje się, więc będąc na nim, lub pod nim to akurat być w złym miejscu, o złym czasie. My byliśmy w dobrym miejscu, o dobrym czasie.

Wczorajszy dzień był właściwie pod znakiem powrotu. Niestety nie kupiliśmy sobie porządnych map, więc polegamy na GPSie, a ten niestety nie ma opcji “wybierz najpiękniejszą trasę”, więc nasz powrot był po prostu przez autostradę. Udało nam się jednak zatrzymać i po raz kolejny zobaczyć “żywe kamienie” w Lake Clifton. Widzieliśmy je już wcześniej w Richmond Lake, ale tam była ich zaledwie mała grupa, a tutaj wyglądają jakby zajmowały cały brzeg jeziora. No i do tego przejrzysta woda.

    Search
    Support This Site

    If my blog was helpful to you, then please consider visiting my Amazon Wishlist or donating via Paypal or Square Cash